Pocztówka z Katowic: Nikiszowiec

Hej!

Tym postem chciałam rozpocząć na blogu nowy projekt – zbliża się lato, a jako, że póki co nigdzie nie wyjeżdżam, postanowiłam pokazać wam moją najbliższą okolicę. Być może większość z was zna te miejsca (w końcu głównie moi znajomi tu zaglądają), ale może dziwnym trafem moje wpisy trafią do kogoś, kto będzie szukał ciekawych miejsc na Śląsku.

Pomysł na ten cykl urodził się w mojej głowie pewnego jesiennego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w uroczej knajpce w Montpellier i piliśmy piwo (wiem, że we Francji pija się wino, więc nie pytajcie… :)). Pomyślałam wtedy, że okej, raz podróżuję więcej a raz mniej, ale przecież wokół mnie również jest mnóstwo ciekawych miejsc, które chcę wam pokazywać. 🙂

A inspiracją, by ten pomysł wcielić w życie była moja koleżanka Ola, którą odwiedziłam w Londynie, i która zgotowała mi tak porządne zwiedzanie jej miasta, że od chodzenia miałam zakwasy przez tydzień! 😀 Wiadomo, Katowice nie Londyn, ale w ostatnich latach przeszły niemałą metamorfozę i uważam, że są super na kilkudniowy trip, albo po prostu ruszenie się z domu w wolny dzień. Więc dziś zabieram was na Nikiszowiec, który leży na Śląskim Szlaku Zabytków Techniki.

Nikisz powstał na początku XX wieku i był kolonią robotniczą zaprojektowaną przez dwóch kuzynów, Panów Zillmannów. Na pobliskim Giszowcu brakowało już miejsca do mieszkania, a Śląsk prężnie się rozwijał, więc potrzeba było rąk do pracy i dachu nad głową dla rodzin górników. Nikisz jest zaprojektowany rewelacyjnie: trzypiętrowe kamienice ustawione zostały w kwartały, wewnątrz nich są zielone dziedzińce. Na dziedzińcach były pomieszczenia gospodarcze takie jak chlewiki, ludzie mieli własne ogródki. Osiedle było samowystarczalne, miało swoją szkołę, aptekę, sklepiki.

Aktualnie Nikisz jest bardzo fancy, i tak jak generalnie w Katowicach nie zauważam zbyt wielu turystów (okej, są, ale nie w takiej ilości jak chociażby w pobliskim Krakowie), to weekend na Nikiszu pozwolił mi zauważyć, że tam jest inaczej. Bo faktycznie, Nikiszowiec jest bardzo fotogeniczny, jest też spójny urbanistycznie. Familoków (czyli kamieniczek w podobnym stylu) jest na Śląsku wiele, ale tylko na Nikiszu wyglądają tak spójnie.

Ale też chciałam dziś zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz.

Nikiszowiec ma boską gastronomię.

Zwykle nie polecam na blogu restauracji, bo też trudno mi polecać coś, gdzie zbyt często nie bywam. Czasem natrafiałam na miłe miejsce przypadkiem w podróży, ale jakoś wolę skupiać się wtedy na innych szczegółach. Z kolei Nikisz jest mały, więc i zdążycie przejść się na spacer, i zahaczyć jeden z dwóch lokali (a może nawet oba). 🙂 Generalnie oba są moimi faworytami, jeśli chodzi o śniadania, więc z ręką na sercu mogę was tam zaprosić.

Na pierwszy ogień idzie Cafe Byfyj. Byfyj to po śląsku kredens i faktycznie, w środku jest bardzo swojsko, a lada wypełniona ciastami wygląda jak u Omy (czyli babci). Ciasta wyglądają jak z obrazka, ale obrazka nie będzie, ponieważ dziś będzie na słono.

Nigdy nie pomyślałabym, że w takim miejscu jak Nikisz zjem najlepsze wegańskie śniadanie w życiu. Z całym szacunkiem oczywiście, ale wiecie, śląski klimat to rolada, kiełbasa, kaszanka – pozwólcie, że nie będę kontynuować. 🙂

Na śniadanie w Byfyju wybrałam zestaw, na który składała się sałatka z wegańską fetą i przeróżnymi warzywami (między innymi prawdziwymi oliwkami z pestką!), dwie pasty (hummus i z bakłażana), a do tego dostałam wielki kosz pieczywa. Przy Byfyju działa też piekarnia właścicieli, więc po śniadaniu, jeśli komuś jest mało, może dokupić sobie świeży bochenek na drogę.

Mój towarzysz Przemo wybrał kanapkę z jajem, crudo, awokado i szparagami, również wyglądała fajnie, ale moje śniadanie było bardziej instagrammable (te kwiatki!). 😀

Taki to był piękny i słoneczny dzień na Nikiszu – nic, tylko spacerować dalej.

Na kolejne śniadanko wybrałam się z moją koleżanką Madzią i trafiłyśmy do Śląskiej Prohibicji. Szczerze mówiąc byłam zafascynowana tym lokalem już długi czas, ale ciągle było mi tam nie po drodze. W końcu się udało, i nie żałuję. Prohibicja ma świetny wystrój, jest ogromna – w środku jest kilka sal. Obsługa pozwoliła nam zerknąć do zamkniętych pomieszczeń i przysięgam wam, tam jest bosko.

Wybrałyśmy małe śniadanko dlatego, że po śniadaniu zawsze lubimy zjeść coś słodkiego. Tak więc na śniadanko był jajecznica z sałatką, pieczywem i masłem, zgaduję, że masło było domowej roboty? Było pyszne.

W karcie jest zapis, że warto zerknąć do szafy, żeby zobaczyć, jakie ciasta oferuje danego dnia Prohibicja, więc zerknęłyśmy i wybrałyśmy oczywiście coś dla siebie. Ja zamówiłam sernik, Magda bezę z galaretką i byłyśmy już wtedy na maksa szczęśliwe.

Turystka we własnym mieście – to będę ja przez najbliższy czas, ale żeby nie tracić z wami kontaktu, postaram się co jakiś czas pokazywać wam ciekawe miejsca w Kato. Mam nadzieję, że wpis się podobał i skorzystacie (a warto, oj warto :)).

Jestem też w trakcie pisania postów z mojego wyjazdu do Londynu, więc trzymajcie rękę na pulsie, bo mam dla was proper tourist guide stworzony dzięki mojej Oli. Już nie mogę się doczekać, żeby wszystko wam opowiedzieć!

Dzięki i do zobaczenia!

One reply to “Pocztówka z Katowic: Nikiszowiec

  1. Bywam regularnie w Katowicach i Nikiszowiec od dawna jest na mojej liście „do odwiedzenia- mam nadzieję, że w wakacje uda mi się wreszcie tam dotrzeć;) z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy o Kato. Może udałoby Ci się stworzyć post z fajnym knajpkami? 😍 zawsze mam problem, żeby znaleźć jakieś fajne miejsca na obiad czy kawę 😔 pozdrawiam serdecznie!

    Polubienie

Dodaj komentarz

close-alt close collapse comment ellipsis expand gallery heart lock menu next pinned previous reply search share star