Cześć kochani!
Dziś parę słów o cudownym Neapolu. Choć nawet te kilka słów, to zbyt duży challenge. Bo jak tu opisać miasto, które jest niechlujne i piękne jednocześnie? Jak po polsku ładnie nazwać to, co Anglicy określają jako „vibrant”? Ale bez zbędnego patosu, bo „miasto tętniące życiem” to dla mnie inny zupełnie typ.
W Neapolu byliśmy w marcu, i moim zdaniem było całkiem przyjemnie pod względem pogody. Wiosna i jesień to chyba najbardziej optymalne pory roku, żeby pozwiedzać, ale nie zmarznąć lub też nie umierać z przegrzania.
I może już wiecie z FB, że do Neapolu nie zabrałam ze sobą… karty pamięci. Tak więc pomimo dodatkowych dwóch kilogramów sprzętu, które dzielnie dźwigałam, okazało się, że na nic to się zda, bo zapomniałam zabrać ze sobą maleństwa wielkości paznokcia. Następnym razem zabiorę aparat na kliszę, I promise. W związku z tym właśnie wybaczcie: zdjęcia robione są telefonem, ale jak już wspominałam – to nawet pasuje to tego całego miszmaszu jakim jest Napoli.
No na przykład tutaj: normalna akcja. Sklep meblowy na jednej z uliczek. Przecież to jest takie… normalne, nie? Takie typowe.
Albo ten samochód. Na prawdę, uszkodzenia tego akurat pojazdu są na warunki Neapolu po prostu lajtowe.
Albo to: budynek wkomponowany tak, że mieści się idealnie pod wiaduktem. Widok z okna na ścianę, ale to nic.
Czy w Neapolu jest coś, co trzeba zobaczyć?
Jeśli macie mocne nerwy, to polecam zobaczyć cmentarz Fontanelle. Ja jestem dość wrażliwa, mimo wszystko miejsce odwiedziłam – robi piorunujące wrażenie. Dlaczego? Pokażę wam.
Wykuty w skale cmentarz miał być ratunkiem dla przepełnionych cmentarzy Neapolu w okolicach XVI wieku. Zapełnił się dużo bardziej po pladze, która w 1656 rozgromiła tysiące obywateli miasta, lecz nie tylko: później następowały epidemie cholery czy trzęsienia ziemi.
Wielu mieszkańców Neapolu w specyficzny sposób dba o szczątki. Zabierają je do domów, ale w krypcie również dbają, by niczego im nie zabrakło – wliczając w to drobne monety, papierosy czy małe zabawki. Miejsce jest bardzo przerażające – efekt podbija jeszcze właśnie samo miejsce, czyli grota w skale! Niemniej jednak, jeśli będziecie w Neapolu, zajrzyjcie tam. Wstęp jest darmowy, a wrażenia zapadną wam w pamięci na długi czas.
Wezuwiusz – zawsze na horyzoncie
Wezuwiusz zawsze znajduje się gdzieś w tle, gdy spoglądacie na panoramę miasta. To niesamowite – metropolia, bardzo gęsto zabudowana, i ten wielki wulkan tak blisko.
Najbardziej urzekł mnie widok ze wzgórza Mergellina. To trochę oddalona od centrum dzielnica, która położona jest na wzgórzu. Na szczyt wjechaliśmy funicularem.
Ulice i place Neapolu
Od sklepów meblowych i warzywniaków, do street artu i śmieci. Ale czy mi to przeszkadzało? Wcale, to jest piękne!
Wybrzeże jest najlepsze!
Uwielbiam miasta nad morzem. Blisko ścisłego centrum Napoli nie ma miejsc takich, jak w Barcelonie, przeznaczonych do typowego plażowania. Natomiast jest bardzo długa promenada, którą można spacerować. Sporadycznie pojawiają się tam sprzedawcy z selfie-stickami, ale jest ich niewielu (przynajmniej w marcu nie spotkałam tam zbyt wiele takich osób). Dobry balans pomiędzy spacerowaniem nad brzegiem morza i wakacyjnym folklorem.
ArchiNapoli
Jak ja się zdziwiłam, że znalazłam w Neapolu przykłady moderny! Ale nie tylko – jest też klasyczna zabudowa włoska, trochę secesyjna, ale na pewno klimatyczna i pasująca do otoczenia.
Jedzenie!!!!!
Na końcu, ale to coś, co sprawia, że do Neapolu chce się wracać. Szczerze mówiąc, czy bywaliśmy w restauracjach polecanych na tripadvisor, czy przypadkiem trafiliśmy do jakiegoś miejsca – było super. Neapol jest przepełniony pysznym jedzeniem. Pizza, calzone, pizza fritta, parmigiana… Kocham! ❤
W Neapolu żałujesz, że masz tylko jeden żołądek, bo chcesz tylko jeść, i jeść i próbować…
Dzięki, że przebrnęliście ze mną przez Neapol – polecam wam serdecznie wyjazd do tego miasta. Ja sama z chęcią w niedługim czasie chciałabym znowu się tam znaleźć. ❤ W następnym wpisie część dalsza włoskiej przygody… 😉
Do zobaczenia!