Cześć, albo raczej: Bonjour!
Dziś wpis z mojej pierwszej wizyty we Francji. Już nie mogę się doczekać aż opowiem wam wszystko – od zaskoczenia do zachwytu nad Montpellier. Bo musicie na początek wiedzieć jedno – Montpellier jest bardzo urocze. Długo szukałam słowa, którym mogłabym to miasto opisać i nic mi nie pasowało: albo było zbyt patetyczne, albo nie umiałam uchwycić uroku… no właśnie, uroku tego miasteczka. Montpellier jest bardzo spokojnym miasteczkiem w regionie Oksytania, około 10 kilometrów od Lazurowego Wybrzeża (o którym w następnym wpisie).
Wyjaśnię jeszcze szybciutko tytuł wpisu. „Po drodze: Montpellier” dlatego, że wcale nie planowaliśmy Montpellier, to wyszło samo. Z Barcelony do Marsylii a później do Nicei – tak miało być. Nicea odpadła, bo brakło nam na nią czasu, ale, że po drodze znajdowało się Montpellier, o którym nie wiedziałam nic, postanowiłam je wpleść w naszą podróż. To była jedna z lepszych decyzji.
Tak btw. do najlepszych zaliczam powrót z Kopenhagi przez Budapeszt (serio – zaoszczędziliśmy wtedy sporo kasy i zwiedziliśmy piękne miasto, które stało się moim ulubionym). Morał z tego jest prosty: nie bójcie się kombinować!
Poniżej wrzucam mapkę, którą stworzyłam przed podróżą – najciekawsze miejsca, knajpki, kawiarnie itp. Może zechcecie skorzystać. 🙂
Okej, więc zabieram was na spacer. To, co widzicie poniżej, to wspaniały wyjątek od reguły.

Jest to The White Tree Tower, kompleks usługowo mieszkalny, inspirowany naturą, mający przypominać właśnie szyszkę lub drzewo iglaste. 😉 Pomysł miał nawiązywać do tradycji mieszkańców Montpellier, którzy wolny czas uwielbiają spędzać na powietrzu – stąd mnogość tarasów. Ja się zakochałam. I to była pierwsza rzecz, jaką zobaczyłam w Montpellier. Więc pomyślałam – „wow, co to za futurystyczne miasto!”. Okazało się, że jestem w wielkim błędzie. Na całe szczęście!
W rzeczywistości, Montpellier to bardzo estetyczne, typowo francuskie miasteczko. Nie byłam w Paryżu (jeszcze), ale jak myślę o Francji, o Francuzach, to widzę przed oczami właśnie Montpellier, które jest bardzo prawdziwe. Tam nikt nie udaje, bo nie musi. To nie jest miasto turystyczne, tylko studenckie, podobnie jak Bolonia. Oczywiście w obu tych miastach spotkamy turystów, ale częściej natkniemy się jednak na studentów.




Okej, to wiecie już co sprawiło, że Montpellier bardzo mi się podoba. A co z tym zaskoczeniem? Już tłumaczę. Słyszeliście kiedyś takie dość popularne stwierdzenie: „Francuzi to tylko po francusku mówią”. Raczej każdy o tym słyszał, ale ja nie do końca chciałam w to wierzyć. Aż do pierwszych pięciu minut we Francji. Poszliśmy do kiosku, żeby kupić dwa bilety na tramwaj. W kiosku stoi uśmiechnięta pani, „Bonjour, ca va?” mówi z uśmiechem, my z uśmiechem odpowiadamy „Bonjour! We would like to buy two tram tickets, please.” – mega, mega uprzejmość. Nie powiedzieliśmy „two tickets, nara”, tylko byliśmy bardzo mili. Jak zwykle zresztą. 😉 Po trzech naszych słowach banan zszedł z jej twarzy, odpowiedziała nam oschłe „oui.”, dała bilety, pokazała ręką na cenę, tyle. Co zrobiliśmy złego? Nie mówiliśmy po francusku, a może mówiliśmy po angielsku? Co ją wkurzyło?
Generalnie Francuzi mają to chyba zakorzenione w swojej mentalności – młodzi znają, albo nie znają, mówią albo dukają, ale nie obrażają się i jakoś tam starają się pomóc. Starsi są totalnie obrażeni, czy to pan w piekarni, kasjerka w sklepie, pani w biurze informacji turystycznej. Przyjeżdżasz do nas turysto, to mów w naszym języku. Ech.
A z drugiej strony: uczyłam się francuskiego trzy lata. Coś tam rozumiem. Coś tam może nawet umiałabym powiedzieć. Ale w takiej atmosferze nie chciałam – bałam się, że coś przekręcę i wyjdzie jeszcze bardziej głupio. Hiszpańskiego uczę się sama i prędzej poproszę o „dos boletos”, niż o „deux billets”. Tak już mam.
No i spoko, nie myślcie, że twierdzę, że każdy musi znać pięć języków. Uważam, że można nawet nie znać ani jednego, jeśli ktoś tak zdecyduje i jest szczęśliwy. Tylko akurat tam, to nie jest kwestia znania albo nie znania. To już jest taka ich mentalność.


Ale ale! Żeby nie było samych negatywów, to może powiem, co w jest super: Montpellier to jest miejsce bogate w street art, i to jest cudowne! Właśnie dzięki temu tak bardzo, bardzo można poczuć klimat studencki w tym mieście. Moim zdaniem hitem są rowery wmontowane w przypadkowe miejsca w elewacji. Nie wiem, kto to wymyślił, ale to super kreatywny pomysł.



Nie mam pojęcia, ile rowerów kryje się w murach Montpellier, ale myślę, że mogłaby się uzbierać z tego całkiem niezła sumka.


Kolejna super rzecz: drzwi! Wszystkie są piękne, kolorowe, aż proszą się o jakąś sesję. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że uliczki tam, są bardzo, bardzo wąskie.



Starym, dobrym zwyczajem, nie odpuszczam żadnego ogrodu botanicznego w mieście, w którym jestem, więc musieliśmy zahaczyć również o ten w Montpellier, żeby trochę odetchnąć po zwiedzaniu.



Ogród botaniczny w Montpellier jest jak zaczarowany, zapomniany lasek. Nie jest wymuskany jak ogrody botaniczne w Hamburgu (do podglądnięcia tutaj) albo chociażby w Kopenhadze (mój ulubiony spot – możecie podejrzeć w nagłówku bloga).


Pokażę wam jeszcze troszkę uliczek Montpellier. Jak tu się nie zakochać? 🙂
No i tak to życie nam płynęło w Montpellier – na powolnym zwiedzaniu, snuciu się uliczkami tego pięknego miasteczka, a wieczorem piciu piwa w jednym z wielu ogródków albo na schodkach w centrum miasta, gdzie zbierali się wszyscy, w tym samym celu. 🙂 To znaczy oni akurat pili wino, co byłoby może trochę bardziej ekonomiczne, ale z naszej dwójki to ja jestem bardziej „winna”, więc, żeby nie walczyć z całą butelką wybierałam piwo dla towarzystwa.
Tak więc polecam wam serdecznie Montpellier, jeśli akurat będziecie w okolicach Barcelony albo Marsylii. Z obu tych miast dojechać można tam flixbusem za bardzo małe pieniądze. Przeżycia, choć nie spektakularne, to do zapamiętania na długo. Ja do Montpellier wrócę z chęcią i was też zachęcam do wyjazdu tam! Moim zdaniem to jest takie miasteczko na góra dwa dni. My spędziliśmy tam półtora dnia i to było dla nas zdecydowanie okej.
A później pojechaliśmy do Marsylii. I tu zaczynają się schody. Ale o tym w następnym wpisie.
Dzięki! Do zobaczenia!