Drodzy!
Nie było mnie trochę, i z facebooka może wiecie dlaczego. Ale wracam, jestem, to najważniejsze! U mnie wszystko na opak, więc dziś pokazuję wam moje wakacje – które odbywały się w listopadzie.W tym roku również lato to dla mnie czas wzmożonego wysiłku i większej niż zwykle ilości pracy – zimą odpocznę. :_)
Dziś Hiszpania i Madryt, jakiego mam nadzieję, nie znacie z przewodników.
Na początek Malasaña – dzielnica, która wyznacza trendy i zaprzecza stereotypowemu postrzeganiu Madrytu jako typowo królewskiego miasta. To moje ulubione madryckie barrio – ma klimat Hiszpanii, ale bez zbędnej, turystycznej otoczki.
Zauważycie z pewnością na zdjęciach: Malasaña potrafi być poprawna i estetyczna, ale też swobodna i pełna street artu.
A tu poniżej przykład mojego ulubionego stylu w architekturze. Moim zdaniem nadal na czasie! Kalifornia czy Malasaña? :_)
No i panorama miasta z parku przy Templo de Debod:
To bardzo dziwna budowla jeśli chodzi o Madryt – podarunek za pomóc w walce o egipskie świątynie. Ma około 2000 lat, ale w Madrycie stoi od lat 70 XX wieku. Osobliwy to prezent, lecz na pewno robi wrażenie. Wnętrza nie zwiedzałam, ale to, co widać na powierzchni na pewno jest rzadko spotykaną w Europie formą.
No i przechodzimy w okolice Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía, ale najpierw krótki spacer po Lavapies.
Nie zwiedzaliśmy muzeum w środku, ale zerknęliśmy przez ogromną szybę do biblioteki… robi wrażenie!
Palacio de Cristal del Retiro – w całości zrobiony ze szkła i stali. Serce
Parku Retiro i niekwestionowany król budowli w Madrycie – w mojej skromnej ocenie.
A tutaj budowla upamiętniająca tragiczne wydarzenie w Madrycie w 2004 roku. Prosta bryła kryje w sobie nazwiska wszystkich ofiar zamachu w metrze.
No i już wieczór – widok na małą uliczkę w centrum, niedaleko naszego mieszkania. Dzięki, że przebrnęliście ze mną przez Madryt. Dzięki, że dajecie mi motywację do pisania. Dzięki, że tu po prostu wpadacie.